Rzeszów nigdy nie był na mojej długiej liście miast, które koniecznie chciałabym zobaczyć. W zasadzie trafiliśmy tu zupełnie przypadkowo i myślę, że decyzja o tej wyprawie była bardzo dobra. Przyjechaliśmy do Rzeszowa późnym popołudniem. A impreza, którą chciałam zobaczyć odbywała się już po zachodzie słońca. Nic więc dziwnego, że mój pierwszy spacer po uliczkach Rzeszowa odbył się już po zmroku. Nie widziałam wcześniej tych zakątków. Nie miałam pojęcia jak wyglądają za dnia. Więc z jeszcze większą ciekawością przyglądałam się wszystkim szczegółom. Starałam się dostrzec jak najwięcej i zapamiętać, by wrócić tu jeszcze raz, gdy wstanie słońce.
Miasta nocą wyglądają zupełnie inaczej, niż w środku dnia. Są bardziej tajemnicze i klimatyczne. Uwielbiam zaglądać do barów i restauracji spacerując wąskimi uliczkami, by podziwiać ich nietuzinkowy wystrój oraz przyglądać się osobom, które je odwiedzają. Kocham podświetlone kamieniczki, lekko żarzące się latarnie. Lubię ten nieco spowolniony czas. Ten błogi spokój i kompletne zapomnienie o wszelkich troskach i obowiązkach. Wieczorami czas płynie inaczej. Nie ma "muszę" i "powinnam". Wieczór to czas na zapomnienie i oddanie się zabawie. Na wsłuchanie się w ciszę. Na zwolnienie. Uwielbiam to. I chyba też dlatego Rzeszów tak mnie od razu uwiódł. Od razu go polubiłam.











