Kocham góry. Uwielbiam. Wprost ubóstwiam! Mogłabym chodzić po nich godzinami i nigdy mi sie nie nudzą. I choć moja kondycja pozostawia bardzo wiele do życzenie - wracam do nich tak często jak to tylko możliwe. Bo góry przyciągają swoim majestatycznym pięknem. Swoją ciszą. Spokojem. Dźwiękami. Zapachem. I widokami, które mogłabym oglądać godzinami. Góry sprawiają, że więcej mi sie chce. Nawe gdybym miała codziennie wchodzić na dokładnie ten sam szczyt tą samą trasą - nie wahałabym się. Bo i tak codziennie dostrzegłabym w nich co innego. Każdego dnia inaczej pada światło. Inaczej wygląda świat. 
Pamiętam jak jednego roku pojechaliśmy na wakacje w Sudety. I dwa razy, dzień po dniu wchodziliśmy na Śnieżnik. Jednego dnia na szczycie było słonecznie i pięknie. Widoczność niczym nieograniczona. Siedzieliśmy na trawie patrząc w dal zafascynowani jak cudowny jest świat. Drugiego dnia było załamanie pogody. Padało, a szczyt wchłonięty został przez gęstą szarą chmurę. Zupełnie inne wrażenia. Inny klimat. A jakże niesamowity. Jakbym nagle trafiła do innego świata. Tajemniczego i nieznanego. A to był dzień po dniu. Jedną wizytę na szczycie i drugą dzieliło zaledwie kilka godzin...
Bo góry mają w sobie to coś. Coś niesamowicie pociągającego. Zaskakują pięknem bez względu na pogodę i porę roku. Przyciągają. Nęcą. Zachęcają do pokonania własnych słabości. Uwielbiam... 
I choć nie zawsze udaje nam się dotrzeć w Pieniny, Tatry czy Sudety. Choć nie zawsze jesteśmy w stanie wspiąć się na te najwyższe i najpiękniejsze szczyty to i tak jest cudownie. Nawet taka Łysa Góra potrafi zaspokoić mój głód wpinaczkowo-rekreacyjny. Nawet niewielkie wzniesienie ma w sobie ten czar, którego na co dzień tak mi brakuje. Jeśli tylko nadarzy sie ku temu okazja, będę wracać do tych miejsc częściej. Jestem tego pewna.

Zobacz więcej

Back to Top